Czy Bóg zsyła krzyże tym, których kocha…?
9. marca 2008 . przez xmjPodczas wielkopostnego sprzątania kościoła znaleźliśmy taki oto napis na „moim” konfesjonale od strony penitenta. Stare hasło. Spotkałem je już ponad 15 lat tamu. Ktoś później dopisał: „i co dalej…?”.
Dzisiaj Niedziela Pasyjna. Zasłaniamy krzyże w kościołach. Rozważamy w liturgii Męką Pańską.Wysłuchałem też pieśni pasyjnych w wykonaniu chórów i zespołów ciechanowskich. Podobało mi się wykonanie utworu: „Ludu mój ludu, cóżem Ci uczynił?”. Co uczynił Jezus Chrystus, że skazano Go na krzyż… dał miłość, siebie samego na pokarm, uczył oddania Ojcu, ufności, nadziei, bycia człowiekiem… Nauczył też, że cierpienie – krzyż jest ceną za miłość (rodzicielską, małżeńską, kapłańską, wychowawcy, przyjaciela). Im ktoś więcej kocha, tym bardziej cierpi… To nie Bóg zsyła nam krzyże, ale ludzie…Kto skazał Jezusa Chrystusa na krzyż? Ludzie…! Kto napisał „księża na księżyc” – ludzie. To mój krzyż za miłość kapłańską… w konfesjonale.
ps
nie jest przyjemnością siedzenie w konfesjonale… grzechy są nudne!
Małe wyjaśnienie ad ps: grzech sam w sobie – jako taki- jest nudny, nie inspiruje, nie zachwyca, sprowadza smutek, niszczy…to nie ludzie są nudni, którzy z nim przychodzą…
Mmm… tym razem nie będzie wiersza…:)
Zawsze myślałam, że to miłośc powinna byc odpowiedzią na krzyż… No ale w sumie…beż miłości Chrystus by za nas nie umarł.
Ja myślę, że każdy w swoim życiu ma jakiś krzyż. Ksiądz – nieprzyjemny napis za miłośc kapłańską w konfesjonale, mama niewdzięcznośc ukochanego dziecka, przyjaciel – odrzucenie kogoś kogo uważało się za ”tego co zawsze zrozumie”…
To częśc nazego życia, jakże często omijana i zapominana..Dlaczego? Bo tak jest wygodniej. Nie myślec o krzyżu dopóki zbyt mocno nie dokuczy…
Napisał Ksiądz, że to nie Bóg zsyła krzyże… Nie wiem czy mogę się do końca z tym zgodzic… Bo jaawze myślałam, że to właśnie On. Doświadcza, al jednocześni pozwala (i pomaga) wyciągnąc z krzyża naukę…
Chrystus przecież swój Krzyż miał przeznaczony przez Ojaca… to był jedyny sposób żeby nas zbawic… To ludzie przybili ręce i nogi, ale zamysłzbawienia był Boży…
Może i w naszym życiu Bóg przebija nasze serca za pośrednictwem innych ludzi, bo ma w tym swój zamysł…?
Może myslę źle, ale cóż…
JEdno jest pewne – tajemnica Zabawienia, która dokonała się właśni przez Krzyż, przez cierpienie, pozwala nam znaleźc sens naszego krzyża…może zwraca naszą uwagę na nasz krzyż….byśmy go nie odrzucali…byśmy pamiętali, że ceną za miłośc jest właśnie cierpienie. A przecież chcemy kochac.
Zgadzam się, że krzyże są konsekwencją miłości… czy byśmy cierpieli po stracie kogoś gdybyśmy go nie kochali? Nawet zwierzątka… Czy nie bardziej boli zdrada kogoś bliskiego?
A co do Jezusa… czy dostałby swój krzyż, gdyby ludzie go nie potrzebowali?
„W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie…”
To nie Bóg zsyła krzyże – to prawda, ale Bóg stawia na naszej drodze tych, którzy mogą zadać nam krzyż – i tu właśnie…od nas zależy, czy zgodzimy się ten krzyż wziąść na nasze barki, czy też go odrzucimy. A miarą naszego człowieczeństwa będzie to, ile takich krzyży zgodzimy się podźwignąć i czy przyjmiemy je z miłością…
Bo im więcej krzyży człowiek zdoła unieść, tym większa nagroda czeka nań.
Co wcale nie znaczy, że każda ludzka wędrówka musi być usłana krzyżami, choć i tak bywa…
Kocham krzyż, nawet jeśli jest bardzo ciężki i boli! Tylko, czy zdołam go ponieść do końca i czy nie odrzucę, gdy okaże się zbyt ciężki?Dobry Boże, nie pozwól mi nigdy wyrzec się krzyża, proszę…i miej litość dla mojej małości
Chyba jestem jedną z ostatnich osób, która powinna „komentować” tak piękne słowa… Przebywając w UK zgubiłan gdzieś Pana Boga, czasami brak mi czasu, a czasami jest to zwykłe lenistwo… Przeze mnie Pan Bóg teraz cierpi, bo kocha mnie, a ja go poprostu. najzwyczajniej „olewam” (brzydko mówiąc)… W głębi serca bardzo kocham Mojego Boga! „Księża na księżyc” – ludzie, którzy tak mówią, czy myślą, sami niech „spływają” na księżyc. Gdyby nie Księża, to nasza Wiara powoli by zamierała… Krzyż jest ceną za miłość – pięknie Ksiądz ubrał to w słowa. Kocham…
Przed kilku laty, gdy dotknęła mnie… hm… nazwę to tak wielka krzywda od ludzi, a było to przed samymi świętami Bożego Narodzenia poszła po… nie wiem, po co, ale chyba po pomoc do Księdza ówczesnego wikariusza mojej parafii, to pamiętam jakby to było dziś, powiedział mi, że każdy ma swój Krzyż, który musimy nauczyć się znosić i go dziwgać… i powiedział, że Kościół – ten przez duże „K” to najlepsze miejsce, do którego mogłam się udać…
I wiecie, co te wszystkie słowa o szukaniu sensu itd., brzmią niejednokrotnie patetycznie, ale gdy przeżyjesz coś, gdy doświadczysz cierpienia – i podkreślam gorzej rani się słowem… możesz doświadczyć też obecności Ukrzyżowanego w sobie, ale jeśli się chce i ma na to siły… Gdyż łatwiej jest szukać w doczesnych uciechach zaspokojenia, ale to nie będzie odnalezienie prawdziwej MIŁOŚCI tylko jej złudnych sobowtórów
Księża potrzebni są nie wątpliwie, bo kto by udzielał sakramentów? Bez reszty można by się „teoretycznie” obejść. Krzyż nie zawsze dają ludzie, przykładem tu mogą być choroby… Lecz czy w zdrowiu czy w chorobie, największym cierpieniem jest brak miłości. Gdy doświadczasz krzyża, jest to znak szczególnie bliskiej obecności Boga (tak na rekolekcjach u św. Piotra ostatnio mówiono). Dziwna co prawda ta obecność… Może dlatego akurat właśnie „Twój” konfesjonał. Zatem: „Głowa do góry!” – powiedział kat do straceńca zakładając stryczek na szubienicy.
Tak zgadzam się z Pati że ceną za miłość jest właśnie cierpienie. Jezus umierając na krzyżu pokazał nam jak można walczyć o miłość do drugiego człowieka i jak można ja okazać. Miłość Boga była niezauważona więc potrzebny był krzyż…by życie swe Bóg poświęcił za tę właśnie miłość… W życiu przynajmniej moim jest tak że gdy kocham coraz mocniej to coraz bardzij wyboistą drogą kroczę potykam się i przewracam z coraz cięższym krzyżem na swych ramionach. Czasami zastanawiam się czy warto lecz trwa to tylko sekucdy i idę dalej bo krzyż jest ważny w naszym codziennym życiu bo gdyby nie cierpienie czy potrafilibyśmy docenić szczęście. by być nie tylko „Cierniem co Cię ranił” ale być „Kolore w źrenicy niepokonanego” Jeżeli chodzi o konfesjonał nikt nie mówił że będzie łatwo a zwłaszcza sprawować posługę kapłańską w tych czasach nie jest łatwo. Ale ksiądz wybrał tę drogę i właśnie dlatego słowa może zraniły ale powinny być impulsem by pokazać że ksiądz jest potrzebny. Te słowa są akurat w konfesjonale tzn. że ta osoba skorzystała z sakramentu spowiedzi czyli są zaprzeczeniem bo jeśli „księża na księżyc” to dlaczego ksiądz był potrzebny tej osobie? paradoks może ale przede wszystkim drogowskaaz. i życzę krzyży bo to miłość ludzi i Boga za którą warto ponieść cierpienie
KRZYŻ dany jest nam jako łaska ….czy Bóg zsyła KRZYŻ? Na pewno pozwala nam go doświadczyć , taka jest Jego wola i wszystko ostatecznie dlatego ,byśmy przez nasz krzyż dojrzeli do takiej miłości ,do której Bóg nas powołuje.Każdy zatem kto doświadcza Krzyża z czasem zaczyna uznawać go za wielki dar boży , tylko czas ten niekiedy staje się długi.Dlaczego zatem uciekamy od stwierdzenia, że Krzyz nei jest dany nam od Boga , kiedy zależy Mu na naszej dojrzałości w wierze a wiara nie kształtuje i nie doskonali się lepiej jak właśnie przez Krzyż , który przez Boga jest nam dopuszczony za pośrednictwem człowieka.Zgodzę się zatem ,że ludzie Krzyż przygotowują i nam go podają ale Bóg do takich sytuacji dopuszcza ….KRZYŻ I RÓŻA MAJĄ WIELE WSPÓLNEGO.
P.S.1 Dlaczego uważa Ksiądz że grzechy sa nudne? Każdy Z NICH , choć tak samo go nazywamy, w przypadku róznych ludzi może mieć różną przyczynę i skutek.Dlaczego nie spojrzy Ksiądz na ten grzech przez dogłębne poznanie człowieka , który przychodzi z wołaniem :pomóż!?
P.S.2 Z gadzam się ,że pieśń „Ludu mój” miała wydźwięk szczególny…a Ksiądz nie pozwolił mi wysłuchać jej w skupieniu…..ooooooooj te zdjęcia.
Odnośnie pytania w tytule to napiszę w pracy domowej w zeszycie 😉
A co do posługi w konfesjonale, hmm… w pewnym sensie może to wydawać się nudne, ale… myślę, że odczuwa Ksiądz na pewno wielka radość, kiedy każdy kolejny człowiek odchodzi od konfesjonału z oczyszczoną duszą. 😀
Ktoś kto to napisał jest po prostu niedojrzały emocjonalnie.
i to by było na tyle…
Trzeba tylko ubolewać nad takimi ludźmi…
Czy Bóg zsyła krzyże tym , których kocha?
Co w takim razie kryterium kochania, kryterium cierpienia?
Warto by zacząc od zdefiniowania owego krzyża. Czymże on jest? Czy taki dar jest miernikiem parenetycznego charakteru łączności Boga- człowieka?
Krzyż=cierpienie. Bo tak się przyjęło. Od czasów Chrystusa krzyż zmienił oblicze. Zamiast dwóch kawałków drewna z kawałkami ciała barbarikum, przysłużył się, jakże szlachetnemu aktowi Zbawienia. Krzyż zmienił swe oblicze, diametralnie, przez jedno wydarzenie, a zarazem stał się symbolem paradoksalnie tylko ujmując- paradoksu. Miłości i cierpienia. Stał się ikoną, nawet nie symbolem, oddania. My, zwyczajni i 'myślący’, paradoksu tego pojąc nie możemy. A czego nie rozumiemy- to odrzucamy, bądź dopatrujemy się istnienia drugiego dna. I błędnie przyjmujemy dar krzyża jako karę, nie zaś rodzaj próby i zjednoczenia z Bogiem. Błędnie też usprawiedliwiamy swoje trudności, problemy stwierdzeniem: Bóg zsyła krzyże na tych, których najbardziej kocha, bowiem – po pierwsze:plany Boga mają głębszy sens niż ludzkie domniemania, po drugie: Bóg kocha wszystkich, niezależnie od ilości zsyłanych kawałków drewna…
O. Leon Knabit, który głosi teraz wspaniałe rekolekcje w płockiej katedrze nawiązując dziś do problemów Kościoła powiedział, że „one MUSZĄ WYSTĘPOWAĆ, bo inaczej na co byłaby nam nadzieja…”. Myślę, że to samo można odnieść do tego napisu… Nadzieja… że ktoś zrozumie, że nie na księżycu miejsce Kapłanów, ale przy wiernych, w Kościele, w życiu społecznym…
Tak się składa, że dwa dni temu oglądaliśmy w domu po dwu letniej przerwie Pasję Gipsona.
Przez dwa lata nie miałem odwagi obejrzeć ponownie tego filmu. Bałem się ogromu napięcia duchowego i ekstazy, która towarzyszyła nam przed dwoma laty. Tym razem już wiedzieliśmy co nas czeka, jakie potworne obciążenie, obciążenie to wynika z naszych grzechów, które Pan Jezus niósł przecież na swoich ramionach. I to jest właśnie ta wielka tajemnica zawierzenia Panu Bogu, że nam pomoże dźwigać każde nasze cierpienie i nie zostawi nas samych, jeśli tylko pozwolimy Mu żeby nam pomagał. Dlatego dopuszcza do nas różne wydarzenia, abyśmy mogli uczyć się, wiary w Niego. Tak jak nauka stawiania pierwszych samodzielnych kroków małego dziecka, przecież inspirujemy je, stojąc przed nim (a nie za nim), aby zrobiło pierwszy krok w naszą stronę, a my wyciągamy dla dodania odwagi nasze ręce w jego stronę. I nasze maleństwo, wykonuje ten krok w pełnym zaufaniu do nas, mając w swoim małym serduszku zakodowaną miłość (Bożą) do nas, że go nie opuścimy i nie damy skrzywdzić. Przecież Pan Bóg robi to samo z nami, jak mamy się inaczej nauczyć wiary jak nie przez doświadczenia, które nam Pan Bóg stawia na naszej drodze życia. Mnie postawił na drodze moją córeczkę, od której się tego zawierzenia codziennie uczę. Wracając do filmu Pasja, czas trwania stał się dla nas jedną ogromną modlitwą, głównie na kolanach, nie mogliśmy siedzieć w fotelach, serce rozrywane strasznym cierpieniem z Chrystusem wyrywało się w niekończących lamentach i szlochach, które pomimo strasznego obciążenia dawało nam ukojenie. Jeszcze następnego dnia rano naznaczeni zapuchniętymi twarzami i oczyma, kontemplowaliśmy spotkanie z Panem Jezusem, który pomagał nam nieść ciężar naszych grzechów.
Warto dodać, że p. Mel Gibson jest związany z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X. Kapelan „Pasji” – ks. Somerville jest kapłanem tegoż zgromadzenia (założonego przez śp. abpa Marcela Lefebvre).
Obraz cierpienia ukazuje Księga Hioba. Jedyna konkluzja, jaka mi się nasuwa to stwierdzenie, iż męki Hioba to jeden z licznych elementów tego świata, których poznanie nie jest dane człowiekowi. Dzieje Hioba pouczają nas, aby przyjmować na siebie cierpienie i uważać je za element doskonałego planu Boga. Księga Hioba sugeruje, że cierpienia nie zawsze są karą za grzechy, Bóg doświadcza również sprawiedliwych… Bóg ma swoje tajemnicze plany, niezrozumiałe dla człowieka i ten winien przyjąć je z pokorą. Cierpienie jest środkiem wychowawczym, choć jest trudne do zaakceptowania…
Pojawia się zatem pytanie: czy akceptować trudności czy walczyć z nimi? W tym, co nas w życiu spotyka, zawiera się jakaś ambiwalencja – trudności wychodzą nam na dobre, a coś, co przychodzi łatwo, bywa pułapką. Jak zaakceptować chorobę, śmierć bliskiej osoby..? Koniec miłości..? Jeżeli zakładamy, że ta tragedia spotyka nas po coś, to po co??? Dziś nie znajduję odpowiedzi, muszę walczyć ze sobą, uczyć się pokory, wrażliwości na drugiego człowieka… Wierzę, że nie jesteśmy sami na świecie. Co jakiś czas w sposób bardzo intensywny odczuwam, że rzeczywistość koresponduje ze mną, sugeruje pewne rzeczy. Czasem nie potrafię jednak zinterpretować, co „kłody rzucane pod nogi” oznaczają? Czy mam wtedy wyhamować? Czy są próbą umocnienia mnie? W każdym micie bohater, który chce czegoś dokonać, napotyka przeszkody, inaczej nie byłoby bajki. Cierpienie, ból, strata to jednak test na umocnienie… Doza pokory zaś to chyba w życiu najważniejsze…
Nadal nie potrafię wyjaśnić, czym jest cierpienie. Pozostaje mi jedynie zaliczyć się do pocztu tych, którzy próbowali rozwikłać tę zagadkę, niestety bezskutecznie…
powiedzenia ,,kogo Pan Bóg kocha temu zsyła krzyże,, zakłada że Bóg-Miłość nie wszystkich kocha i ze Milość zsyła nam cos innego niz miłość. tymczasem Bóg jest niewinny. to nie on jest odpowiedzialny za niewinne cierpienie ludzi. przeciwnie to wlasnie on jest najbardziej niewinnie skrzywdzonym przez nas ludzi. niemal za kazdym niewinnym cierpieniem czlowieka stoi wina innego czlowieka.
Poniekąd tak, najlepszym przykładem jest biblijny Hiob. Bóg zsyłając na niego nieszczęścia obalił tezę, tkora mogła by brzmiec „Tylko szczęście daje poczucie spełnienia” Hiob poprzez męczeństwo szykał własnego „ja” w własnego miejsca na ziemii, widział, iż Bóg zesłał mu krzyż by ten go radził i podązył z nim. Wiernosc Hioba pokazuje tylko nam zwykłym, szarym ludziom, iż cierpienie to nie zawsze kara, co wiecej, Bóg poprzez z pozoru karę zsyła na nas zbawienie. Każda tego rodzaju swoista kara, jest jak pojedynczy lisc na bujnym drzewie (wyglada to skromnie, niepewnie). Dopiero gdy drzewo obrosnie zielonymi płatkami, zaczyna życ- w kontekscie człowieka, człowiek kończy swą droge zwana zyciem i dostaje sie do nieba.
Pewnie jest tak, że to Bóg zsyła krzyże na swoich wybranych, tak jak my wiecej wymagamy od tych, na których nam bardziej zależy czy mocniej ich kochamy. Jeśli zależy nam, na nas samych to stawiamy przed sobą zadania, mamy ambicje i realizujemy plany, jesli nie karłowaciejemy. Tak i Bóg chce od nas więcej i wiecej, ale tylko tyle ile wie, że możemy z siebie dać. Dlatego te 'krzyze” po drodze, czasem prawdziwe, czasem tak te doświadczenia odbieramy.
Sądzę, że to prawda.
Cierpienie uszlachetnia. Bóg zsyłając na nas cierpienie daje nam znać, że zależy Mu na nas. W ten sposób obdarza nas Swoją uwagą. Rzuca nam wyzwanie. Chce, byśmy byli lepsi. Pragnie naszego dobra. A my tego nie pojmujemy. Buntujemy się. Często złorzeczymy.
Cierpienie to także znak. Znak od Boga. Bodziec, by zatrzymać się, spojrzeć z pewnej perspektywy na nasze życie, opamiętać się. Znak, by zmienić się póki nie jest jeszcze za późno, póki mamy jeszcze szansę.
Ktoś zapewne powie, że to tylko słowa. A słowa mogą by puste. Jednak Latwiej jest znosić cierpienie, gdy widzimy w nim jakiś sens. Łatwiej jest znosić cierpienie, jeżeli mamy świadomość, że przez to jesteśmy wyróżnieni. Szczególni. Lepsi!
Nie jesteśmy również sami. Nie możemy być sami w naszym cierpieniu. Nie zamykajmy się! Nie uciekajmy! Rozejrzyjmy się. Gdzieś na pewno czeka ktoś bliski. Dzielimy się chlebem, uśmiechem. Podzielmy się także naszym cierpieniem. Będzie nam łatwiej.
cóż… jeśli chodzi o grzechy Jezus powiedział:…jeśli ktoś z was jest bez grzechu…Grzech towarzyszył nam od zawsze i tak już pozostanie do końca świata. Pzez to cierpi nasza dusza, mamy wyrzuty sumienia. Tylko od nas zależy czy przeminie on bezpowrotnie poprzez poprawę.Niełatwe to zadanie…